Trzymają Cię czasem przy życiu zwykłostki?




' Wstajesz i czujesz się jak gówno, patrzysz w lustro, wyglądasz jak gówno, kładziesz spać – nadal gówno. I tak every-kurwa-single-day. Jesień to okres, w którym perfekcyjnie władam językiem desperando – nadużywam partykuły nie z czasownikami, rozkoszuję się kropkami nienawiści, stawiam na zbyt mocną artykulację. Dajcie mi tu gieroja, który robi to lepiej ode mnie. Leżeć cały dzień w łóżku, jaka to oszczędność czasu. Brak akcji. Trzydziesty dzień z rzędu biomet niekorzystny, czarne chmury. To się zdarza w dzisiejszym świecie, serio. Są oni, jesteś ty. Chlastam się smutnymi piosenkami, dostrzegam zewsząd niemiłość, chowam pod kołdrę z prawdziwego pierza, dziś już nikt takich nie robi. Z chęcią podpowiem, jak na pięć sposobów spieprzyć ciasto, ale nie powiem ci, jak żyć. Bo otóż skończyła mi się ochota na egzystencjalną łobuzerkę. I mówię do swojej głowy, weź chodź, abdykujmy. Czekam, aż wszystko minie, bo właśnie nadeszło kiedyś i nic się nie zgadza. '







' Na serca dnie niebieski kolor jest czy tego chcesz czy nie.
I nie bój się, Ty tak jak ja szczęścia nie rozumiesz. '



Chodź, jedźmy w góry. Spakujmy plecaki i jedźmy. Zdziwiony?
Pomęczmy się trochę, niech mięśnie dadzą o sobie znać. Później usiądźmy gdzieś skąd dobrze widać miasto. Cały ten codzienny syf. Zapal ze mną papierosa. Upijmy się wódką albo tequilą. Czekajmy aż się ściemni. Nikogo z nami nie ma. Nie tym razem. Ciszej jest bez ich żargonu. Bezpieczniej. Bądźmy sobą. Świat niech dalej zmierza w gorszą stronę, bez nas. Czujesz magię?
Dalszy scenariusz już znasz.


Jesień jak co roku pachnie mi umieraniem.






Łaskawe było to słońce dla nas.

Tak mi się marzy uciec. Plaża nocą, albo góry późnym popołudniem. Piąta rano, aparat, wino. Poocierane kolana, przypieczone słońcem ramiona. Wakacje.
' Głupia! Ciągle masz wakacje. Siedzisz w domu, nie masz zobowiązań, grafiku, planu dnia. '
Jak bardzo nie wiesz co mówisz, idiotko.



Jestem niesamowicie pustym człowiekiem. Człowiekiem wydmuszką. Zatraciłam siebie zupełnie gdzieś w codziennej pogoni za spokojem. Chwile ciszy których tak mało. Tęsknię za nimi, jednak gdy już nadchodzą nie mam co ze sobą zrobić. Pomysły mam. Motywacji i chęci deficyt. Tona zmartwień na karku. To niesamowite i przerażające jak jeden człowiek może być rozdarty. Nie na pół. Na milion odrębnych, gryzących się między sobą części. Rzuciłam palenie. Wcale nie jest mi lepiej. Unieszczęśliwiam się jeszcze bardziej. Dla dobra ogółu. Przecież mam na siebie pomysł. Wiem, jaka chciałabym być. Tylko tak bardzo brakuje mi kogoś, kto we mnie uwierzy. Kto powie mi : ' jest dobrze, brnij w to dalej. '
Pustka. Szara strefa gdzieś w środku siebie. 





' Nie jesteśmy wcale wspaniałym pokoleniem. Jesteśmy bandą przyspawanych do internetu, otępiałych od przestymulowania idiotów. Zamiast przeżywać cokolwiek, myślimy tylko jak o tym przeżyciu poinformować resztę. '

To takie prawdziwe, że aż boli. Weź się kurwa w garść.





Wracają do mnie uczucia których nie było. Te, którym nie było dane zaistnieć choć mogły przybrać formę realną. Nie-miłości. Uzależnienia. 
I czasem tak bardzo bym chciała spróbować. Gdy słońce ogrzewa moje ramię, gdy piję kawę, palę papierosa, płaczę w poduszkę przez sen, padam na twarz ze zmęczenia...






' Już zdycham od hałasu co kąsa moje nerwy
konsekwentnie, boleśnie i bez jakiejkolwiek przerwy. '







Trzymaj mnie. Trzymaj mnie bo powoli zaczynam zanikać. Umykam gdzieś w złą stronę o ile w ogóle w jakąkolwiek. Trzymaj mnie mocno. Trzymaj jakkolwiek i za cokolwiek. Nie puszczaj ani na chwilę. Znowu balansuję gdzieś szalenie niebezpiecznie poza sobą. Nie pozwalaj na to bo będę co raz dalej. Zbyt daleko. Trzymaj mnie.



Nie wolno się przejmować, trzeba robić swoje. Jedna wiadomość, mega pozytywna pozwoliła mi oswobodzić się trochę z tego pesymizmu który tak regularnie, po troszeczku mnie podduszał. Każdego dnia. A dziś wstałam, spojrzałam za okno gdzie zimno i deszczowo i stwierdziłam, że teraz już będzie dobrze. Jakaś nowa siła zbudziła się razem ze mną. Moje plany powolutku się realizują. Od kolejnego małego pierwiastka składającego się na szczęście dzielą mnie tylko lekko ponad dwa tygodnie. I już nikt nigdy nie powie mi co mam robić. 

' Znowu dowiaduję się, że na swoich barkach dźwigam wszystkie grzechy
Wszystkie grzechy tego świata.
Mówi mi to ten, co widzi drzazgę w oku mym
A belka w oku swoim wcale go nie boli '











' Czekając kiedy koniec przyniesie wybawienie  Miotamy się w klatce opadając z sił.  Ucieczka w nałogi, chwilowe zapomnienie o krwi, która co dzień płynie z naszych żył. ' / 2012




Ktoś mądry kiedyś stwierdził, że nocne rozmowy nie mają sensu. To co mówimy w nocy, najlepiej po alkoholu jest szczere. Najszczersze. Nocą jest się odważnym. I piękniejszym. Nocą łatwiej jest się przed kimś obedrzeć ze skóry, ale w gruncie rzeczy to na prawdę nie ma sensu. Cała odwaga i pewność ginie  kiedy wschodzi słońce i codzienne sprawy wybijają się na pierwszy plan.
Szkoda.
Planujemy ciesząc się jak dzieci. Co nam po tym pozostaje? Kac.


' Obudziłem się koło czwartej
i doszedłem do wniosku,
że życie jest diabła warte,
a trzeba żyć, po prostu.
Dla świętego spokoju wszelako
że - niby - "w sercu rana",
wypiłem szklaneczkę koniaku
i chodzę zalany od rana. '




I tak wracam tu kolejny raz, z kolejną porcją złudzeń i smutków do przelania. Nędzne ze mnie jednak stworzenie. Pesymizm wylewa mi się uszami, dobrze, że nie jest tak bardzo zaraźliwy. W gruncie rzeczy wszystko jest dobrze. Nie powinnam narzekać. Tylko ciągle tli się we mnie te destrukcyjna cząsteczka która woła i skamle że beznadzieja, że źle, że nie tak. Ciężko jest być  rozsądnym, skoro gdzieś w środku jest się gówniarzem, szczeniakiem który nie chce spoważnieć. Odpowiedzialność przytłacza. Ale zaraz będzie wiosna, a wiosną jak zwykle będzie lepiej. Najwyższy czas wziąć się za siebie.

 Najbardziej brakuje nam alkoholu. Oddałabym wszystko, aby teraz się upić. Aby wypić piwo, butelkę wina, pół litra. Oddałabym wszystko za bimber, za tanie wino, za amol, za wodę kolońską. Alkohol. W tej sytuacji najlepszy byłby podgrzany, pity powoli. Gorąca herbata z wódką. Gorąca herbata z łyżeczką cukru, cytryną i żołądkową gorzką. Albo z rumem. Kurwa, jakikolwiek alkohol, może być po prostu ciepła wódka, duszkiem, bez złagodzeń. Marzę o tym, wyobrażam sobie, że wlany do środka trochę by mnie schłodził, zmniejszył panikę do poziomu tolerowanego przez serce i żołądek.