Jestem niesamowicie pustym człowiekiem. Człowiekiem wydmuszką. Zatraciłam siebie zupełnie gdzieś w codziennej pogoni za spokojem. Chwile ciszy których tak mało. Tęsknię za nimi, jednak gdy już nadchodzą nie mam co ze sobą zrobić. Pomysły mam. Motywacji i chęci deficyt. Tona zmartwień na karku. To niesamowite i przerażające jak jeden człowiek może być rozdarty. Nie na pół. Na milion odrębnych, gryzących się między sobą części. Rzuciłam palenie. Wcale nie jest mi lepiej. Unieszczęśliwiam się jeszcze bardziej. Dla dobra ogółu. Przecież mam na siebie pomysł. Wiem, jaka chciałabym być. Tylko tak bardzo brakuje mi kogoś, kto we mnie uwierzy. Kto powie mi : ' jest dobrze, brnij w to dalej. '
Pustka. Szara strefa gdzieś w środku siebie. 





' Nie jesteśmy wcale wspaniałym pokoleniem. Jesteśmy bandą przyspawanych do internetu, otępiałych od przestymulowania idiotów. Zamiast przeżywać cokolwiek, myślimy tylko jak o tym przeżyciu poinformować resztę. '

To takie prawdziwe, że aż boli. Weź się kurwa w garść.