Refleksja z rana.
Odkąd wstaję z łóżka przed godziną siódmą zauważam, że mam więcej czasu na spokojną analizę tego, co podziało się u mnie w przeciągu kilku lat. Bilans zysków i strat jest wyrównany więc nie jest źle. Mam się dobrze choć jakaś cząstka gdzieś krzyczy, ze środka, że ciągle jej mało. Potrzeba pisania rośnie z każdym dniem. Ludzie stali się cholernie zamknięci i odizolowani. Każdy z czymś walczy, za czymś goni albo przed czymś ucieka. To przykre. Nie chcesz czasem wpaść na kawę? Może spacer? Koncert? Może by tak porozmawiać i pobyć ze sobą, co? Chyba dalej jesteśmy młodzi. Ja jestem, nie mów mi że czegoś nie wypada. Nie mów, że trzeba pracować na etat, skończyć studia, poświęcić się rodzinie bez reszty i zapomnieć o tym co kiedyś sprawiało najwięcej radości. Nie mów, że nie masz czasu na pasje. Nie mów, że poczucie obowiązku i strach przed porażką nie dają Ci spać.
I tak mi nie powiesz, bo dawno przestaliśmy ze sobą rozmawiać.
Chodźmy na spacer. Jesteśmy sobie potrzebni.